Obserwatorzy

czwartek, 15 czerwca 2017

Rozdział 7

Z dedykacją dla mojej siostry Werki. Gdyby nie ty i twoja zachęta, zapewne nie było by tego rozdziału. Dziękuję sis <3
__________________
- Oczywiście, że ja Ferox - Liam przewrócił oczami. Czego chce od niego ten debilny Ladro? No ej. Liam był zajęty... i uprowadzony, ale mimo wszystko zajęty! Nagle ogarnęła go ochota odwrócić się, ale nie zrobił tego, głównie ze względu na nóż wbijający mu się w plecy. - a kogo się spodziewałeś? - I w tym momencie Ferox pacnął się w myślach w czoło. 
- No nie wiem... może tego gościa co mnie uprowadził, albo koleżkę gościa co mnie uprowadził - Liam zaczął wyliczać na palcach - albo następnego idiotę co mieszka w tym piekielnym miejscu? Bardziej już spodziewałbym się nagłego ataku ninja, niż tego, że ty byś mnie znalazł. Chwila... czy coś mnie ominęło? - Młody czarownik wiedział, że Stephena wkurzyły te słowa... nie, to sam rozmówca go wkurzał. Ale Liam zawsze go wkurzał - Czyżbym rozzłościł naszego paniczyka? Oj, ja nie chciałem wielmożny panie cię obrazić - Ferox widział oczami wyobraźni, że Ladro ma zaciśnięte zęby, ale równie dobrze mógł być z siebie zadowolony. Ladro nigdy nie rozpoznawał sarkazmu. 
- Jeśli myślisz, że możesz sobie ze mnie żartować... - syknął mu do ucha Stephen. Nie zdążył skończyć zdania, bo chłopak zaczął się śmiać. 
- Ja sobie żartować z ciebie? Nigdy - mruknął rozbawiony. Poczuł stróżkę krwi spływajacej mu po kręgosłupie - martwy ci się nie przydam, prawda?
LIAM! 
Liam wciągnął głośno powietrze. Nie dość, że ma wbijany w plecy nóż, to jeszcze ten kretyn Alphonse mu krzyczy w głowie. Kto go wychował, no kto? Wiedział, że wysłanie odpowiedzi go zmęczy, ale wolał być uprowadzony przez tego idiotę Alphonse'a, niż być uprowadzonym przez tego debila Stephena. 
Tak?
Gdzie jesteś?
Po co chcesz to wiedzieć?
Ladro wdarł się tutaj. Musisz uciekać!
Co ty nie powiesz... Chwila, skąd ty znasz Stephena?
Może kiedyś ci powiem... Zaufaj mi
Powiedz mi teraz.
Z dzieciństwa... A teraz powiedz mi gdzie jesteś!
W pustym pokoju po prawej stronie budynku.
W prawym skrzydle, w jakimś pustym pomieszczeniu... Jakieś szczegóły? 
Wybite okno... co wy tu robiliście?! Trenowaliście rzut młotem przez przeszklone okno?!
Eee... Przynajmniej wiem gdzie to jest...
Pośpiesz się
Liam zamknął oczy i odetchnął głęboko. "Skup się" pomyślał
- Czy ty mnie wogule słuchasz?! - Ladro skutecznie przyciągnął uwagę czarownika na siebie.
- Niekoniecznie - powiedział do Stephena. Mężczyzna uderzył Liama i mocniej przycisnął nóż do jego ciała. Liam teraz nie tylko czół krew spływającą mu po ciele, ale także ostrze sprawiające mu ból. "Oddychaj" pomyślał. - wolę nie słuchać, niż zasnąć. A słuchając ciebie zasnę na pewno. I przypominam, że nie przydam ci się martwy - Ale Liam nie był tego taki pewny. A co jeśli Ladro przyszedł go zabić? 
- To prawda. Jak się pewnie domyśliłeś, mam do ciebie sprawę. I to nie byle jaką - Ferox miał tego dość. "Alphonse... Jak się nie pośpieszysz to zobaczysz jak poprawnie rzuca się młotem!" pomyślał 
- Na czym polega ta cała twoja sprawa? - zapytał Stephena. 
- Jesteś kluczem. Wiem do czego jesteś zdolny Ferox. - "Kluczem? Do czego?" Liam próbował być spokojny i skupiony na tym by w razie odpowiedniego momentu uciec. Ale... nie mógł. Po pierwsze: nóż. Jeśli się poruszy Ladro go dźgnie. A jak Liam ma już być czarownikiem, to wolał nie być dziurawym czarownikiem. Po drugie: był ciekawy. Był czego kluczem? Bo na tęczowego jednorożca, Ferox nie wiedział! PO trzecie: Alphonse. Mimo, że facet go porwał, Liam miał wrażenie, że porwał go dla jego dobra. 
- Jakim kluczem? - I w tej właśnie chwili wpadł Alphonse. Ladro wypadł przez okno i uciekł gdzie pieprz rośnie, a Liam był zły. Musiał się dowiedzieć, czego był kluczem. Za wszelką cenę.
____________________
Witajcie! 
Przepraszam, że tak długo nie dodawałam rozdziałów. Mam nadzieję, że wybaczycie.
I przepraszam, że taki krótki. Pracuję nad tym, by dodawać dłuższe rozdziały, ale na razie mi nie wychodzi ;-;
Liberati 

środa, 24 maja 2017

INFORMACJA #2

Przepraszam za niedodawanie rozdziałów! Żyję i mam się dobrze. Brakło mi weny na następny rozdział i przy okazji nauczyciele przypomnieli sobie, że za chwilę koniec roku :( (Nie licząc Fizyki, bo w niej jesteśmy do przodu z materiałem... Pozdrawiam panią z Fizyki!) A ja byłam trochę chora i muszę nadrabiać :( W każdym razie nie mogę pisać rozdziałów na bloga. Jak wena wróci to i ja wrócę. Ale nie obawiajcie się! Ja wrócę na pewno! 
Liberati

środa, 25 stycznia 2017

Rozdział 6

Pewien młodzieniec siedział na gałęzi wielkiego drzewa. Tylko tu nikt go nie dręczył. Tu mógł pomyśleć. Zaskakiwało go podejście ludzi z jego wioski na temat zwiadowców, że niby parają się magią. Przecież oni byli obrońcami ich kraju! Kto wie co by się stało gdyby nie te tajemnicze postacie w pelerynach. Sam chciał zostać zwiadowcą, to było jego marzenie od dzieciństwa. Jego ojciec o tym nie wiedział. Nikt nie wiedział. Po kilku godzinach, gdy zaczęło się już ściemniać zszedł z jabłonki i ruszył w stronę swojego domu. Nie miał tego dnia szczęścia. Po drodze zauważył Mary siedzącą na drzewie i wyraźnie pokazującą mu by nie szedł dalej. Ale było za późno. Otoczyła go chmara piętnastolatków. Próbował przejść, lecz go nie puścili. Spojrzał na swoją jedyną przyjaciółkę, a ta zaglądała się na niego ze smutkiem. Pierwszy odezwał sie Clark:
- O Alphonsik wraca do domću. Mamusia nie będzie zadowolona, że Alphonsik tak puźno wraca - Alphonse zacisnął pięści i zmrużył oczy patrząc na Clarka. Potem odezwał się Tom:
- Ależ mama nie kocha Alphonsika: Bo kto dałby synowi na imię Alphonsik? Naprawdę musiała cię nie kochać.
- Odwalcie się od mojej matki - powiedział
- O! Alphonsik broni swojej mamusi. Mamusia pewnie byłaby szczęśliwa, że ciapowaty synalek jej broni - zadrwił Clark.
- Moja matka nie żyje! - wrzasnął Alphonse - I ty dobrze o tym wiesz Clark.
- Mamusia zostawiła Alphonsika. - powiedział Clark z udawanym smutkiem. Reszta śmiała się szyderczo. Alphonse zacisnął pięści. Usłyszeli wybuch. Wszyscy spojrzeli w tamtą stronę ze strachem. Uciekali. Alphonse z przerażeniem uciekł z Mary do lasu. Do miejsca gdzie się poznali.
~~~~~~
- Jestem ciekawa co wybuchło - powiedziała Mary. Była to śliczna rudowłosa dziewczyna o wyrazistych zielonych oczach. Burza loków - jak mu kiedyś powiedziała -  przeszkadzała niemiłosiernie, gdy były rozpuszczone, dlatego zawsze miała je spięte w wysoki kucyk, w przeciwności do innych dziewcząt z wioski. Nad Mary znęcali się z tego powodu, że była ruda, ładna i że była sierotą. On ją rozumiał i pomagał na ile potrafił. Ale nad nim również się znęcano.
- Ja też - zmarszczył brwi. Czuł się jakby coś go obserwowało. Lub ktoś. Drgnął nerwowo.
- Nie odwracaj się - wyszeptała Mary
- Dlaczego? - Jedną ręką dziewczyna zdjęła metalową bransoletkę. Była ona grubości połowy jej małego palca dłoni. Na środku ledwie widoczna wisiała malutka literka R - pierwsza litera imienia jej matki. Była to jedyna rzecz jaka jej pozostała po rodzicach. Rzuciła ją na trawę za nimi. W stronę obcego ukrytego w krzakach. Alphonse odwrócił się by ją podnieść równocześnie rozglądając się za kimś kogo zobaczyła jego przyjaciółka. Nikogo tam nie było. - Mary tam nikogo nie ma. - powiedział obracając się by na nią spojrzeć. Miała zdziwioną minę. Spojrzała przez jego ramię w stronę gęstwiny, ale najwidoczniej nic nie znalazła.
- Właśnie zauważyłam - burknęła speszona
- Wracamy? - zapytał z lekkim uśmiechem
- Jasne - odparła. Poszli w kierunku wioski. Tam nie było na szczęście paczki Clark'a. Pożegnał się z Mary i poszedł z niepewną miną do domu. Jego tata słysząc trzask drzwi zerwał się z fotela i wkurzony podszedł do niego. Alphonse pobladł na jego widok. Znowu się upił. Ojciec chłopaka zaczął pić gdy on był malutki. Miał zaledwie roczek. Wszystko z powodu śmierci jego matki. Z początku próbował się opanować, ze względu na małego Alphonse'a. Nie chciał zrobić mu krzywdy. Ale gdy ten skończył pięć lat, skończył z tym postanowieniem. 
- Ty psie! - ryknął zataczając się. - ja ci pokarzę zbyt późne wracanie do domu! - chłopakowi oczy rozszerzyły się z przerażenia. Jego ojciec podniósł go za koszulę i rzucił w głąb chaty. Alphonse uderzył mocno w w ścianę. Przed oczami pojawiły mu się mroczki. Upity mężczyzna podszedł do niego i zatrzymał jego nieudolną próbę ucieczki. Uderzył go w brzuch.  Chłopak miał ochotę krzyczeć i wołać o pomoc, ale zbyt bardzo się bał. Bał się reakcji ojca. Kolejny cios, tym razem w głowę. Zaskomlał.Za karę otrzymał cios w żebra. Mężczyzna znów uniósł syna i rzucił nim przez pomieszczenie. Uderzył w kant stolika. Zaczął krwawić. To jednak nie powstrzymało jego ojca który znów zaczął go bić. Cios w twarz, cios w brzuch. W pewnym momencie Alphonse stracił przytomność.
~~~~~~
Powoli zaczął otwierać oczy. Próbował się podnieść, ale poczuł ból a przed oczami pojawiły mu się mroczki. Po jego policzkach popłynęły łzy. Przymknął oczy. Zbolałą rękę podniósł do twarzy i wytarł w suchy rękaw mokry policzek. Przed oczami znów miał swojego ojca cuchnącego alkoholem. Spróbował wstać, ale zrezygnował z tego pomysłu. Opadł na twardą ziemię. Tam gdzie stracił przytomność, tam leżał. Po kilku chwilach zasnął wchodząc w świat koszmarów.  Obudził się gdy jego ojca już nie było w domu. Podniósł się, Tym razem nie poczuł bólu. Podciągnął koszulkę, ale wcześniejsze rany już znikły. Na koszuli zostały tylko plamy krwi. Wstał i przebrał się. Wyjrzał przez okno. Na zewnątrz nie zobaczył nikogo. W szkle odbijała się jego twarz. Bez żadnego zadrapania. Została tylko krew. Jak zawsze. Mary uważała, że to dar. Obojętnie co się stanie, kolejnego dnia na jego ciele nie ma żadnego śladu nawet po pobiciu.  Nie rozumiał tego. Umył się i wyszedł z domu. Na wysokiej jabłoni siedziała Mary. Pobiegł w jej stronę lecz znów było za późno. Banda Clarka otoczyła go. Drwiące uśmiech zastąpiła ślepa furia.
- Zapłacisz za to! - wrzasnął Tom. Alphonse zamrugał oczami. Zapłaci za co? Co im zrobił? Krąg wokół niego się zacieśnił. Jego prześladowcy nie wiadomo skąd wyciągnęli drewniane pałki i zaczeli nimi go uderzać. Po chwili leżeł na ziemi bezskutecznie próbując zatrzymać bolesne ciosy.
- Zostawcie go! - usłyszał znajomy głos. To była Mary. - To ja się wygadałam! - spojrzał na nią ze strachem. Pokręcił głową. Wolał znów być pobity, niż narażać przyjaciółkę. Piętnastolatki zostawiły go i podeszły do Mary. Strach na jej twarzy radował chłopców. Już miał ją uderzyć gdy strzała o szarych lotkach świsnęła w powietrzu i wbiła się w rękaw koszuli Clarka wbijając się w drżeniem w drzewo.
- Dość - usłyszał cichy mroczny głos
~~~~~~
Alphonse uniósł głowę. Niedaleko nich stała postać w szaro-zielonej pelerynie. Na cięciwie miała kolejną strzałę. Banda Clarka skamieniała. Mark, jeden z bandy, poruszył się gniewnie. Zwiadowca zareagował natychmiastowo. Strzała z świstem wbiła się w drzewo unieruchamiając chłopaka.
- Powiedziałem: dość. - rzekł. Mary korzystając z nieuwagi prześladowców wymknęła się i cicho podbiegła do Alphonse'a. Pomogła chłopakowi wstać. Popatrzył na miejsce gdzie stał zwiadowca. Nie było go tam. Banda Clarka uciekła gdzieś. Ale gdzie był zwiadowca? Postać w pelerynie po prostu znikła.
~~~~~~
Od tamtego zdarzenia Banda Clarka już go nie prześladowała. Nie poczuł żadnej różnicy, bo ojciec go bił. Codziennie rozglądał się mając nadzieję, że znów zobaczy zwiadowcę. Ale ten nie pojawiał się. Wracając do domu jednak go zobaczył. Zwiadowca szedł cicho w stronę lasu nie zauważając go.
Alphonse cicho ruszył z nim. W pewnym momencie gdy doszedł już daleko coś szarpnęło jego koszulą. Upadł na ziemię. Popatrzył do góry prosto w zimne piwne oczy.
~~~~~~
Dein patrzył się w chłopaka z ciekawością. Obserwował go jakiś czas i zauważył, że ma zadatki na zwiadowcę. Pozwolił by chłopak go zobaczył i jak przewidywał ciekawość sprawiła, że poszedł za nim. Chłopak był dobry. Już bez zwiadowczej peleryny potrafił się zamaskować. Ale, niestety, było go widać.
- Hmmm - rozmyślił się - co by tu z tobą zrobić? Pierwszy raz ktoś za mną poszedł. Zachowywałeś się jak szpieg. A może... Jesteś szpiegiem? - Chłopak pobladł
- N-nie panie! - kręcił głową. Szkoda zrobiło mu się tego chłopca. Przecież on żartował. No ale jego mentor też zrobił z niego debila gdy chciał by został jego uczniem. Tak, sposób rekrutowania nowych ludzi w szeregi uczniów zwiadowców czasami był okrutny. Jego mistrz, Egon, urzędujący w lennie Seacliff, zostawił nóż do rzucania pod drzewem obok jego domu, a gdy Dein podniósł go z zamiarem zwrócenia zwiadowcy. Ten "oskarżył" go o "kradzież" i za "karę" wziął go za swojego ucznia. Nie wspominając o tym, że była zima a Egon, stary wyga, wrzucił go do rzeki.
- Jak nazywasz się chłopcze? - zapytał przechylając głowę z zaciekawieniem
- A-alphonse panie. - Dein zrozumiał w tamtej chwili dlaczego go prześladowali. Biedny chłopak.
- Jutro wstawisz się w mojej chacie o szóstej - rzekł do niego. Alphonse zmarszczył brwi.
- A po co? - powiedział do siebie. Ale Dein i tak mu odpowiedział:
- Jak to po co? Jutro zaczynasz zwiadowcze szkolenie!
~~~~~~
Alphonse od wczesnego rana harował jak wół. Miał być zwiadowcą, a nie sprzątaczką! Ale Dein powiedział mu, że zwiadowca i to musi umieć. Dein był niewysokim młodym mężczyzną o jasnych blond włosach i piwnych oczach. Był szczupły, czego nie było widać pod peleryną zwiadowcy. Dein stacjonował w lennie Hogarth. I tylko tyle wiedział o tym tajemniczym zwiadowcy. Chata Deina była przytulna, co go zaskoczyło. I miał w niej swój pokój. Pod koniec dnia dostał broń. Dein wytłumaczył mu co jest do czego i śmiał się gdy cięciwa uderzyła jego przedramię. Wtedy zwiadowca wytłumaczył mu po co ma ochraniacz na ramieniu i rękawice na dłoniach. Zawstydzony Alphonse z schyloną głową słuchał tego wszystkiego karcąc się w myślach, że w tych wszystkich zadanych dzisiaj pytaniach nie podpytał po co ma te ochraniacze czy rękawice. W kolejnych dniach uczył się strzelać z łuku i rzucać nożami. Gdy otrzymał zwiadowczą pelerynę uczył się wtapiać w otoczenie. Alphonse uznał te kilka dni za najlepszy dotychczas okres w jego życiu.
~~~~~~~~~~~~~~~~
Jestem dumna z tego rozdziału, bo:
a) jest dłuższy od poprzednich. (Chyba)
b) (chyba) pokazuje, że Alphonse nie jest takim nieudacznikiem.
c) go w końcu dodałam
Miał on być specialem, nie wiem pod tytułem: #1 Alphonse. Ale zrezygnowałam z tego pomysłu. Zrobiłam za to rozdział 6. A cieszę się z tego niezmiernie. Piszcie mi o błędach jak chcecie i... to chyba tyle. A! Bo bym zapomniała. Nareszcie wiem ile lat ma Gilan! A raczej o ile starszy jest od Willa. O 12 lat. Ta informacja jest sprawdzona i bardzo mnie zaskoczyła. A znalazłam ją w Zwiadowcy: Wczesne lata Tom 2. Przepraszam, że tak długo nie dodawałam rozdziału.
Liberati

sobota, 10 grudnia 2016

Rozdział 5

Z Dedykacją dla Sarusa ;) Gdyby nie ty nie byłoby tego Rozdziału. Mam nadzieję, że nigdy się nie zmienisz. Dziękuję, soczku marchewkowy xD.
Dziob
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
-Byłeś tam!- wyszeptał Sam- Zwiadowco, byłeś tam i nic nie zrobiłeś kiedy mi ją zabierano.- Gilan zdziwił się słowami mężczyzny. Byli teraz w chacie Sama. Zaprosił ich do siebie, a teraz on dziwnym wzrokiem patrzył na ściany, szepcąc co chwila o kimś. Gilan nie wiedział do kogo z nich mówił. Do niego raczej nie, nigdy się przecież nie spotkali. A co do Willa... Nie wiedział.
- Powiesz coś, Zwiadowco? - zapadła cisza. Sam opuścił głowę. Gilanowi było go żal. Stracił żonę i nienarodzone dziecko, a gdy później zaopiekował się małą dziewczynką na prośbę jej matki, która jak podejrzewał zmarła, stracił ją po piętnastu latach. Minęło od tamtego zdarzenia 5 lat, a mężczyzna nadal czuł ból po jej stracie. Mia - bo tak miała na imię - została porwana przez Skandian, Sam nie miał więc żadnej nadziei, że ją odzyska. Gilana dziwiło to, że dziewczyna nie wróciła do domu, po traktacie z Araluenem. Ale może umarła z przemęczenia jako niewolnica?
- Nic nie rozumiem - wyszeptał Will - Wszyscy Araluenczycy wrócili.
- Nie wszyscy! - krzyknął Sam - Gdyby wrócili wszyscy, to ona by tu była - Will patrzył się na mężczyznę. Gilan zobaczył, że Black dziwnie się patrzył na jego młodszego kolegę. Ale dlaczego? Coś w całej tej sprawie było nie tak.
~~~~~  
Skandianie zatrzymali się na chwilę gdy zobaczyli dwóch zwiadowców. Jednak nie zraziło ich to i ruszyli dalej. Mia zrobiła krok do tyłu, a jej oczy rozszerzyły się z przerażenia. Sam stanął przed nią i starał się ją w razie czego ochronić. Nim się obejrzała Zwiadowcy mieli już strzały na cięciwach. 
- Halt? - usłyszała. Młody głos zdziwił ją. 
- Tak jak się uczyliśmy, Will - odpowiedział głos drugiego Zwiadowcy. Chłopak skinął głową. 
Strzały wystrzeliły z cięciw w stronę wroga. Po nich następne. Mia wycofała się w stronę domu, ale drzwi były zamknięte. Nagle zobaczyła Skandiana po swojej lewej stronie. Pobiegła w prawo. Nagle coś zakryło jej oczy. Poczuła linę na rękach. Coś ją pociągnęło. Próbowała się uwolnić, ale nie dała rady. Jej nogi się uniosły nad ziemię. Worek został ściągnięty z jej głowy, a ona pobiegła ku burcie. łzy napłynęły jej do oczu. Nagle kogoś zobaczyła. Młody uczeń Zwiadowcy, siedział na koniu i patrzył się w jej stronę. Kaptur miał ściągnięty, mogła zobaczyć jego twarz. Ciemnobrązowe oczy patrzyły się na nią ze smutkiem. Na cięciwie miał strzałę, ale nie posłał jej. Nie chciał jej zrobić krzywdy. Ona odpłynęła patrząc na chłopaka w zwiadowczej pelerynie. 
~~~~~
W lesie słychać było stukot kopyt. Mały konik z jeźdźcem w siodle. Droga była mu znana, gdyż od lat co roku nią jeździł w jedno i to samo miejsce. W pewnym momencie, zaczął rozglądać się wokoło i nasłuchiwać. Jednak tym razem nie napotkał dwóch, dobrze mu znanych postaci. Jeździec zmarszczył brwi. Wjechał na dużą polankę tu i ówdzie usianą namiotami. Mnóstwo osób w zwiadowczych pelerynach przechadzało się i rozmawiało. Halt rozejrzał się za dwójką swoich uczniów. Nigdzie ich nie było.  Zszedł z konia. Coś tu było nie tak.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
NO I NARESZCIE !!!! Rozdział 5 napisany :)  Chociaż nie powala, i nie jestem z niego dumna.
Tradycyjnie przepraszam, że tak długo czekaliście na ten rozdział. Wszelkie opinie mile widziane. Jeszcze raz Sorry, że tak długo.
Liberati

piątek, 14 października 2016

INFORMACJA

Przepraszam. Naprawdę nie mam czasu na pisanie. Sorry. Daję tę informację, byście wiedzieli, że żyję. Wena mi się skończyła. Od jakiegoś czasu moja wieczna faza na Zwiadowców zniknęła. I zaczęła się faza na Jeźdźców Smoków i httyd. I mam doła, z powodu 3 części httyd. A raczej tego co prawdopodobnie tam będzie. Bo z tego co wiem, na końcu tego filmu mają być wypowiedziane słowa: (( UWAGA SPOILER )) "Kiedy byłem jeszcze chłopcem, były tu jeszcze smoki" :'( Załamali mnie konkretnie! Ale dość użalania się nad sobą. No i nie mam weny, więc czekam aż wróci.
Jeszcze raz sorry.
Liberati

środa, 10 sierpnia 2016

Rozdział 4

Liam nie wierzył czarownikowi. Bo czemu niby dwaj zwiadowcy pałętali się po kraju w poszukiwaniu Victorii? Po co Mike został Zwolennikiem Atona? No i czego chciał od niego Stephen? Te pytania go nurtowały, ale on w głębi serca znał odpowiedzi na te pytania. Dowiedział się również, że jest czarownikiem a Alphonse chce go uczyć. Przyjaciel tego idioty Alphonse'a, Kuna miał zaprowadzić go do tajnego pomieszczenia magii. Kuna postanowił zabrać go tam w dość nietypowy sposób, albowiem związał Liama a na jego głowę dał worek, by ten nic nie widział. Właśnie tam młody Ferox dowiedział się, że ma zdolności magiczne.
Halo?
I to tyle, żeby schować się przed Alphonse'm. Postanowił nie odpowiadać.
HALO! LIAM SŁYSZYSZ MNIE?!
Zatkał uszy. To bolało jak ktoś krzyczał ci w myślach. Nie miał ochoty rozmawiać z Alphonse'm. 
- Nie ruszaj się, Ferox - głos. Znał go aż zbyt dobrze.
- Ladro.- Wysyczał
~~~
Lenno Norgate
Sam Black szedł drogą do swojej jadłodajni. Prowadził ją sam. Pamiętał jak młoda piętnastoletnia dziewczynka pracowała w kuchni. Wtedy gdy jadłodajnia kojarzyła mu się z pasją, którą rozwijał, miłością do swojej żony, która zmarła przedwcześnie i radością. Czystą radością która zawsze pchała go do przodu i którą zawsze zarażała Mia, która była dla niego jak córka. Teraz jadłodajnia kojarzyła się mu z jednym, z Mią. Która została porwana sześć lat wcześniej. Tęsknił za nią. Teraz miałaby dwadzieścia jeden lat. Tęten kopyt roznoszący się po okolicy przerwał jego rozmyślania. Dwa konie i dwóch jeźdźców. Ubrani byli w zwiadowcze płaszcze. Mieli łuki i strzały. Wiedział, że to zwiadowcy. Jeden z nich zdjął kaptur. Wydawał się znajomy. Tak, widział go już kiedyś. Tamtego dnia gdy ją porwali. Gdy był jeszcze uczniem. Tylko,że wtedy nie zdjął kapturu. Dlaczego więc jego twarz była dla niego tak znajoma? Był pewien, że gdyby zmienił mu kolor oczu na zielony pomyliłby go z kimś innym. Jeden z zwiadowców powiedział:
- Szukamy pewnej osoby... Kobiety - powiedział starszy z nich - Victorii Insanis, może o niej słyszałeś?
- Tak... ale dlaczego ona was interesuje? Była dobrą osobą. Nie skrzywdziłaby muchy.
- Nieważne. Przepraszam nie przedstawiłem się - zwiadowca uśmiechnął się - Nazywam się Gilan, A ten obok nazywa się...
- Will - przerwał mu chłopak który wydawał się Samowi znajomy. Sam ruchem ręki oznajmił im, że mogą zejść.
- Myślę, że jesteście głodni - powiedział - jestem właścicielem jadłodajni, zapraszam was na obiad.
~~~
Łzy płynęły po jej policzkach. Była w Araluenie. Marzyła o tym od 6 lat. Od tamtego pamiętnego dnia. Pamiętała zapach pieczeni, robioną zgodnie z recepturą jej ojca. Chciała wrócić do jadłodajni, do lenna Norgate. Ale przede wszystkim do taty. teraz musi znaleźć Ladra. Bo zgodziła się pomóc.
Usłyszała kroki. Było późno. Wszyscy powinni spać. Kroki zbliżyły się, a oczom Mii ukazał się blondyn z szarymi oczami. Blase zbliżył się do niej. Mia uśmiechnęła się na widok swojego najlepszego przyjaciela. Gdy chłopak ją zauważył zatrzymał się gwałtownie.
- Mia? to ty nie śpisz? - zapytał ją.
- Śpię duchowo - powiedziała. Blase zamrugał. - żartuję.- chłopak dźwignął brew. Rozmawiali jeszcze kilka minut, po których Blase oznajmił, że jest zmęczony i idzie spać. Gdy jego kroki ucichły, Mia sama zorientowała się, że jest zmęczona. " Dobrze " pomyślała " jutro poszukiwania Ladra, dobranoc gwiazdy, czas spać"
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Po pierwsze: Przepraszam, że tak późno!
Po drugie: Jestem idiotą, i nie poinformowałam was ludzie, o tym, że mnie nie było. Na początku, pojechałam na wakacje. Potem śdm, a później pielgrzymka. Sorry!
Liberati

poniedziałek, 20 czerwca 2016

Rozdział 3

Will wiedział, że znalazł się w tarapatach. Sieć była mocna i krępowała ruchy zwiadowcy. 
Starszy zwiadowca patrzył na przyjaciela i najwidoczniej załamał się. Will widząc jego minę warknął:
- no choć i mi pomóż ośle! - Gilan pokręcił głową z lekkim uśmiechem. Wyciągnął strzałę i umocował na cięciwie. Will otworzył usta żeby coś powiedzieć ale powstrzymał się. Gilan wycelował w człowieka stojącego za nim  nożem w ręku. Pomyśleć, że przed poważnym zranieniem ręki z nożem, miał nadzieję, że zabije zwiadowcę. Tyle, że zwiadowcy nikt nie umiał zabić. To znaczy wielu próbowało, ale jak ktoś próbował nie udawało mu się. Łomot upadającego ciała i po problemie, Gilan podszedł do Willa i zaczął przecinać siatkę. Po chwili ciszy Gilan urządził mu kazanie:
- Kazałem ci się zatrzymać, idioto! Gdyby nie twoja głupota nie siedziałbyś tu! Tamta kobieta jest na wolności a ty co? NIBY nie zauważając siatki wkroczyłeś w nią...- Will wysłuchiwał dalszego kazania z zamkniętymi oczami, aż nagle wtrącił:
- prowadzisz monolog, co? - w odpowiedzi starszy zwiadowca przeciął resztę siatki, tym samym sprawiając, że Will spadł na ziemię.
- ruszajmy - powiedział Gilan - zanim Insanis nam ucieknie
~~~~
Mike śledził oczami rozdrażnioną Victorię. Nie miała wyboru poszła z zwolennikiem. Teraz chodziła w tę i z powrotem bo tymczasowym obozie. Słońce lśniło na jej długie czarne włosy. Ciemno brązowe oczy co jakiś czas rzucały jej mordercze spojrzenia. Victoria gdy byli jeszcze w gangu Ladra, uchodziła za piękność, sam Stephen starał się o jej względy. " teraz też jest piękna " nagła myśl uderzyła mu do głowy. Zamrugał. Usłyszał śmiechy, nie tego spodziewał się po tej okolicy. Obóz który rozbili był niedaleko morza, ale okolica była niezamieszkała więc nie spodziewał się śmiechów. Poszedł w stronę morskiej wody. Ujrzał tam grupkę skandian śmiejących się i budujących obóz. Niedaleko nich cumował statek z trójkątnym żaglem. Jeden skandian zauważył aralueńczyka. Pobiegł w stronę jakiejś brązowowłosej dziewczyny, która wstała słysząc co powiedział chłopak.
- Kim jesteś? - zawołała po Aralueńsku, co go zaskoczyło. Nie odpowiedział. Nie obawiając się podeszła do niego.
- Jak masz na imię?- wypytywała go dalej, ale tym razem odpowiedział
- Mike - przeszył ją wzrokiem
- Mia
~~~~
Victoria zwiała swoją część obozowiska. Chciała jak najszybciej uciec zanim Mike się zorientuje. Nie zdążyła. Mike szedł do obozowiska z jakąś... Skandianką? Nie wyglądała jak mieszkanki Skandii. Westchnęła. Dziewczyna miała ciemne brązowe włosy i zielone oczy. Szła z podniesioną głową. Mike podszedł do swojej części obozowiska i jak ona zaczął go zwijać. Dziewczyna podeszła do Victorii z uśmiechem. Wyciągnęła do niej rękę i się przedstawiła:
-Mia - Victoria uniosła brwi ale wyjawiła jej swoje imię. Zerknęła na Mike'a. Na razie z nim zostanie, a potem ucieknie. Gdy zwinęli obozowisko, przenieśli się na plażę. Skandianie nadal pracowali przy obozowisku. Mia wyjawiła, że jest z Araluenu, ale gdy była młodsza ją porwano. Pewna kobieta wykupiła ją z niewoli i wychowała. była dla niej jak matka, a jej syn Hal, jak brat. Teraz jest skirlem na pokładzie Ajmera, jej kochanego statku. Ajmer był wielkości statku Czapla, a załoga liczyła 8 osób:
Mię, Edwina, Adama, Franka, Lea, Olafa, Simona i Blase'a. Mia była jedyną kobietą na statku. To Adam poinformował Mię o Mike'u gdy ten wszedł do ich obozowiska. Olaf i Leo byli bliźniakami. Mia wygoniła Mike'a, a sama usiadła obok Victorii.
- Jeśli chcecie, to możecie z nami dzielić obozowisko. Fajnie będzie mieć jeszcze jedną dziewczynę w obozie - poinformowała Victorię
- Dobra, ale mam prośbę...
- Jaką?
- Pomożesz mi znaleźć Stephena Ladro?
~~~~
Liam Ferox przemierzał korytarz piekielnego domu czarownika Alphonse'a. Został tu uwięziony. Ten idiota myślał, że przejmie świat! Samo imię Alphonse pokazuje jego głupotę. Liam go nie lubił. Nagle jego oczy zasnuła ciemność.
                             ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ta dam! I jest rozdział 3! z tego rozdziało jestem jakoś szczególnie dumna. Nie wiem czemu. I udało mi się wepchnąć tu Mię. Może krótki ten rozdział, ale jednak :) No i jest Alphonse, ten czarownik mnie dobija już teraz mimo,  że nic o nim nie napisałam. Jeśli są jakieś błędy w np. wyglądzie Victorii, albo literówki to proszę napisać w komentarzach. Ajmer jeśli się nie mylę, po śląsku znaczy wiadro xD
Liberati